Barcelona - zachwyty
W tym roku w ramach programu ERASMUS w naszej szkole realizowany był projekt „GRAMY W ZIELONE”. Grupa nauczycieli przedmiotów zawodowych znalazła się w ten sposób w Barcelonie, na kursie „Włączanie edukacji o zrównoważonym rozwoju do codziennych zajęć z PBL (Project-Based Learning)” organizowanym przez Europass Teacher Academy. Różnymi drogami dotarliśmy do stolicy Katalonii około 15 sierpnia. Po wyjściu z samolotu uderzyła w nas fala gorąca. Jak się później okazało, był to jeden z najgorętszych weekendów w tym roku. W połączeniu z dużą wilgotnością, byliśmy przecież na Costa Brava, powodowało to, że cała Barcelona stała się jedną wielką, darmową sauną. Przed przegrzaniem ratowało tylko przebywanie w klimatyzowanych pomieszczeniach (np. w jakimś muzeum) lub schładzanie się w morzu. Tą drugą opcję wybrała chyba znaczna część miejscowej populacji, ponieważ plaże przypominały nasze wybrzeże, tylko parawany zostały zastąpione parasolami. Po tym weekendzie spędzonym na aklimatyzacji rozpoczęliśmy zajęcia w szkole mieszczącej się w samym centrum Barcelony, w pobliżu Placu Katalońskiego. Gdyby nie dokładny adres mielibyśmy problem z jej znalezieniem ponieważ mieściła się na górnych piętrach secesyjnej kamienicy, a na ścianach nie było żadnych banerów czy tablic informacyjnych. Nie jest to zresztą czymś niezwykłym, bo większość „nowego miasta” pamięta czasy, gdy Łódź dopiero stawała się dużym ośrodkiem, dominuje tu secesja i modernizm a niektóre z kamienic mogłyby konkurować z Pałacem Poznańskiego. Wjeżdżając archaiczną, maleńką windą na 3 piętro (które okazało się trzecim + czyli 4 piętrem) można było mieć wrażenie cofnięcia się w czasie. Ostatecznie jednak wszyscy się odnaleźliśmy, trafiliśmy i zameldowaliśmy się gotowi do pracy. Zajęcia odbywały się w różnych godzinach, przez trzy dni zaczynały się one po południu, w pozostałe od rana. Naszą trenerką była Angielka, wychowana i kończąca studia w Kanadzie, od 20 lat pracująca w Barcelonie. Nasza grupa reprezentująca Technikum nr 3 (6 osób) okazała się najliczniejsza. Oprócz nas w kursie brały udział 2 nauczycielki z Polski (z Warszawy), dwie ze Słowacji, dwie z Niemiec (z Alzacji), dwie Chorwatki z różnych regionów, Bułgarka, Rumunka. W grupie znalazły się osoby uczące przedmiotów zawodowych, języków, przedmiotów ścisłych, pracujące z młodzieżą ze szkół podstawowych i średnich. Jednym słowem- mieszanka doświadczeń i oczekiwań. W celu przełamania lodów zaczęliśmy od prezentacji swoich szkół, problemów i dotychczasowych rozwiązań w nich stosowanych. Mimo różnic okazało się, że problemy i oczekiwania są podobne, niezależnie od tego czy jest to szkoła podstawowa lub średnia, czy znajduje się ona w dużym mieście, małej miejscowości w Rumuni, czy górskiej wsi w Chorwacji, w biedniejszym, czy zamożniejszym kraju. Wszędzie widzimy zmiany klimatu, konieczność propagowania zrównoważonego rozwoju i prób przekonania do tej idei następnego pokolenia, żeby nie było tym ostatnim. W ramach zajęć omawiane były sposoby aktywizacji uczniów (żeby nie przysypiali lub wyłączali się na lekcjach, co niestety zdarza się nawet najlepszym), pracy projektowej, pozwalającej zwiększyć ich zaangażowanie i dającej możliwość wykazania się pomysłowością, inicjatywą. Sami braliśmy udział w takich przykładowych projektach i chyba nawet ta metoda zadziałała, bo nikt nie przysypiał i czas upływał bardzo szybko. W ramach zajęć odwiedziliśmy też wystawę w Palau Robert, na której były przedstawione różnorodne projekty dotyczące ochrony środowiska, niektóre (jak np. dotyczące transportu) stosowane m.in. w Barcelonie. W kilku salach można obejrzeć trochę ponurą „krótką historię wody” w Katalonii i wspomnienie odchodzącej przeszłości. Można na niej zobaczyć mapy oraz archiwalne zdjęcia z lat 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku pokazujących budowę elektrowni wodnych stawianych na niedużych rzekach w regionie. Miały one być motorem napędowym pchającym kraj i ludzi w nowe czasy. Na ich potrzeby wysiedlane były całe wioski i małe górskie miasteczka, ludzie byli przenoszeni gdzie indziej, miejscowa kultura, tradycje odchodziły w niepamięć. Dziś wspominają je jedynie nieliczni, ostatni świadkowie tamtych czasów. Seria zdjęć przedstawia etapy budowy, wyprowadzki, zalewania wsi a nawet w niektórych przypadkach podwodne zdjęcia ruin. Ale to też jest już przeszłość. Obecnie wypełnienie tych zbiorników sięga najwyżej 25%. Niektóre wręcz są całkiem suche. Zdjęcia pokazują smutną rzeczywistość- Hiszpania wysycha, brak jest opadów, wody w rzekach, na dnie wyschniętych zbiorników odsłaniają się resztki dawnych budynków, wieże kościołów, kamienne mostki nad suchą ziemią na zrujnowanej drodze prowadzącej znikąd do nikąd. Nie jest to zresztą problem lokalny. Widzimy to również u nas, sucha Wisła bijąca rekordy niskiego stanu wód, wysychające jeziora w Wielkopolsce czy na Mazurach stają się stanem naturalnym a nie jakimś nadzwyczajnym zjawiskiem. Na kolejnych zajęciach omawialiśmy i wykorzystywaliśmy nowoczesne formy pracy projektowej, wykorzystywanych w nich aplikacjach, wykorzystujących również sztuczną inteligencję, ale niekoniecznie. Bądź co bądź, więcej rozwijamy się używając naszej własnej, nie posługując się jej sztucznym zamiennikiem. Zapewne nie wszystkie z tych form da się wprowadzić we wszystkich szkołach, na różnych poziomach, ale każdy z uczestników mógł znaleźć coś dla siebie i swoich uczniów. Część z nich zapewne będzie stosowana przez nauczycieli biorących udział w kursie na prowadzonych przez siebie lekcjach, a wdrażane projekty może pozwolą niektórym uczniom odnaleźć swoje mocne strony, rozwinąć w nich umiejętność współpracy i rozbudzą jakieś nowe zainteresowania. Ale ponieważ nie samą nauką człowiek żyje, to poza godzinami zajęć można było wdrażać prywatny projekt „Barcelona”. Wszyscy odkrywaliśmy ją po swojemu. Ma ona różne oblicza, od średniowiecznych uliczek, po których można się włóczyć godzinami, natykając się na architektoniczne perełki albo bezdomnych siedzących lub śpiących w cieniu kilkusetletnich murów. Wszędzie można się natknąć na ulicznych artystów i kuglarzy, występujących właściwie w każdym dostępnym miejscu, przed kościołami, a nawet na ich schodach. Nikomu z publiczności to jednak nie przeszkadza, nikt nie wzywa straży miejskiej czy policji, ze skargą, że zakłócają oni spokój lub obrażają czyjeś uczucia religijne. Dla lubiących coś bardziej nowoczesnego dostępne jest nowe miasto- dzielnice otaczające Starówkę, rozciągające się aż do sąsiednich miejscowości, które zostały wchłonięte przez Barcelonę. Podzielone jest ono na kwadraty, z szerokimi na kilkadziesiąt metrów ulicami zapewniającymi sprawną komunikację. Co ciekawe, taka koncepcja miasta powstała w połowie XIX wieku. Główny architekt (Ildefons Cerdà ) już wtedy przewidział konieczność budowy takich arterii, nie bacząc na to, że teren ten można byłoby zabudować i na tym zarobić. Przy tej szerokości ulic, na każdej można się przejść środkiem po przeznaczonym do tego deptaku, co tłumy turystów robią przez cały dzień. Można oczywiście zobaczyć wizytówkę Barcelony, czyli kolorowe budowle zaprojektowane przez Antonio Gaudiego, od tych prostych (gdy jeszcze posługiwał się linijką przy kreśleniu planów), poprzez charakterystyczne dla niego pełne łuków, płynnych linii i organicznych form (jakby zapomniał o liniach prostych). Najbardziej znana jest oczywiście La Sagrada Familia, cały czas w budowie (od 1882r. ). Jeszcze parę lat i budowniczowie z XX-XXI wieku okażą się „lepsi” niż średniowieczni (Notre Dame w Paryżu budowano ok. 180 lat, z kamienia, bez betonu). Polecam wizytę na którymś z otaczających Barcelonę wzgórz, z których rozciąga się widok na całe miasto. Może to być np. wzgórze z zamkiem Montjuic, z którego widać cały port, a na jego zboczach można znaleźć godne polecenia Museu Nacional d’Art de Catalunya lub kompleks olimpijski, na którym obecnie gra FC Barcelona (Camp Nou jest nadal w remoncie). Można również wejść lub wjechać na świetny punkt widokowy (idealny dla zobaczenia panoramy miasta, zwłaszcza o zachodzie słońca) wzgórze Turó de la Rovira, z pozostałościami Bunkers del Carmel, pamiątką po wojnie domowej. Co ciekawe do niedawna były to miejscowe slumsy, z zabudowaniami z kartonu i dykty, w których jeszcze pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku nie było nawet wody (oprócz deszczówki). Najdalszym ale i najwyższym punktem widokowym jest góra Tibidabo, z parkiem rozrywki. Barcelona to również kuchnia. Nie można pominąć rynku La Boqueria, którego początki sięgają XIII wieku, na którym można znaleźć różne smaki, na słodko i na ostro. Godne polecenia są zwłaszcza owoce morza, krewetki, ostrygi ośmiornice prosto z morza. Należy spróbować miejscowej paelii czy przekąsek tapas. Ze znalezieniem miejsca nie powinno być problemów, bo nawet na małych uliczkach nie da się przejść więcej niż 50-100m, żeby nie trafić na jakiś bar czy restaurację. W bardziej uczęszczanych miejscach są one nawet jedna obok drugiej. Polecam odwiedzenie jakiejś mniejszej knajpki wieczorem, zwłaszcza, gdy gra Barca i wszyscy są wpatrzeni w wielki ekran. Klimat, reakcje tubylców warte zobaczenia, można się wręcz poczuć jak na stadionie pełnym okrzyków radości czy jęków zawodu. Barcelona to przecież Costa Brava, więc nie można zapomnieć o morzu. Duża część życia miejscowych i turystów jest z nim związana. Zwłaszcza w weekendy tysiące mieszkańców Barcelony spędza czas na ciągnącej się kilometrami plaży. Plażowiczów z parasolami, jakimś dodatkowym sprzętem można spotkać na ulicach prowadzących do morza, ale również w autobusach i metrze. Nie jest niczym wyjątkowym zobaczenie w metrze gości w klapkach, z przewieszonym przez ramię ręcznikiem lub dziewczyn w bikini i szortach ale za to w kozakach do kolan (podobno najbardziej marznie się od stóp). Mnie osobiście zaskoczyło morze. Piaszczysta plaża sugerowała skromne życie podwodne. I rzeczywiście na piasku pod wodą można było zobaczyć głównie śmieci. Ale za to były również sztuczne falochrony z wielkich bloków kamiennych i betonowych, niczym oaza na pustyni tętniące życiem. Może nie jest to kolorowa rafa, ale można tam spotkać wielkie ławice różnych ryb, ukwiały, ślimaki nagoskrzelne, ośmiornice, kraby itp. Najciekawsze było jednak obserwowanie kormorana w akcji, który nurkował pod nami i wokół nas goniąc i łapiąc małe ryby kłębiące się w ławicy jak jeden organizm. Taki film z National Geographic na żywo. Podsumowując... Wszystkie podróże kształcą, więc projekt „Barcelona” okazał się bardzo inspirujący, pozwolił połączyć pożyteczne z przyjemnym. W skrócie można powiedzieć - idea zrównoważonego rozwoju w praktyce. Krzysztof Gront
